Być feministką czyli co?
Z kim kojarzy się najczęściej feministka? Wystarczy wpisać to magiczne słowo do najpopularniejszej internetowej przeglądarki świata i od razu zostanie się zasypanym setkami, tysiącami zdjęć przedstawiającymi jakieś dziwne kobiety – najczęściej mało kobiecie, z doklejonymi (lub nie!) wąsami czy w wałkach na włosach. Towarzyszą tym fotomontażom różne tytuły czy komentarze, najczęściej obraźliwe lub co najmniej mocno żartobliwe. Skąd się biorą te wszystkie nieprawdziwe i krzywdzące stereotypy dotyczące feministek? Odpowiedź na to pytanie nie będzie wcale taka prosta, choć na pierwszy rzut oka takie można mieć wrażenie.
Część znawców tematu, socjologów czy kulturoznawców wskaże, że feministki postrzegane są jako agresywne, roszczeniowe i niespełnione kobiety, którym w życiu nie wyszło i chcą się w ten sposób „odegrać”. Liczne eksperymenty społeczne przeprowadzone przez polskich jak i zagranicznych badaczy kultury pokazują, że obraz feministki wcale nie jest taki idealny. Najczęstsze określenia padające po ich adresem to „wojująca” czy „radykalna”. Jak wskazują badacze wynikiem takiego stanu rzeczy jest fakt, iż feministki podważają zasadność i słuszność patriarchalnego systemu społecznego. Rodzina, której głową jest zdrową, prawidłowo funkcjonującą jednostką społeczną. Rola kobiety w tej jednostce jest podporządkowana mężczyźnie. I właśnie to kwestionują feministki, a co nie podoba się mężczyznom i części kobiet, bo przecież nie każda kobieta to feministka. Chęć wyrwania z męskich rąk władzy – począwszy od tej domowej, po władzę państwową skończywszy – jest dla tego ruchu społecznego jedną z podstawowych zasad i celów działania. Przecież jeśli mężczyzna rządzi, to kobieta musi go słuchać. Do tego dochodzą pewne oczekiwania związane z zachowaniem kobiety. Ma być ciepłą, rodzinną i spokojną osobą, która z chęcią poświęci się domowi, dzieciom, podporządkowując swoje marzenia, cele czy życiowe aspiracje pod oczekiwania mężczyzny i społeczeństwa. W tym świecie, wypełnionym po brzegi patriarchatem, nie ma miejsca na kobiecy indywidualizm, kreatywność (no chyba że w kuchni lub w zabawach z dziećmi).
A przecież można być feministką siedząc w domu i wychowując całą gromadkę dzieci. Bycie feministką nie determinuje tego, że kobieta ma nagle wyjść na barykady i walczyć zacięcie o swoje i innych pań prawa. Feministka to kobieta pewna siebie, swej wartości i praw, jakie jej przysługują. Jeśli chce być stereotypową kurą domową, to będzie. Jednak to jest jej wybór, nienarzucony przez kogokolwiek. Jeśli zaś chce aktywnie uczestniczyć w życiu lokalnej społeczności czy całego narodu, to także może. To jest jej prawo. Nie powinna być też odbierana jako zagrożenie dla mężczyzn, bo nim nie jest. Feminizm to nie wyścig po trofeum. Feminizm to chęć współpracy na partnerskich zasadach. Współpraca, a nie współzawodnictwo.